Patrząc na życie z niezbyt odległej perspektywy, widzę własne starania, które nieraz spełzają na niczym. Widzę też, jak bardzo zależy mi na tym, by to, czemu poświęcam własną energię, na co ją spalam, przynosiło zamierzony efekt. Niestety różnie z tym bywa, dlatego wydaje mi się, że puszczanie wolno i zaakceptowanie także tych mniej, albo wcale nieoczekiwanych efektów, to jedna z kluczowych umiejętności ułatwiających życie. I rozumiem już nie powinnam za bardzo się spinać, niezależnie od tego za co się zabieram. Czy jest to pisanie artykułu, czy budowanie relacji, czy nawet własnej przyszłości...

Wyobraźcie sobie, Czytelniczko/Czytelniku, taką oto sytuację... jesteś naładowana/naładowany pozytywną energią, lecz jednocześnie zmęczona/zmęczony przeokrutnie. Kilka godzin mijającego dnia spędziłaś/spędziłeś na dzieleniu się tym, co Ci w duszy gra oraz przemieszczaniu się, w tzw. międzyczasie, z punktu A do punktu B, a potem wreszcie nadszedł czas na zasłużony odpoczynek. Tak mieliśmy my i nic dziwnego, że nie mogliśmy się wspomnianego odpoczynku doczekać. Tym bardziej, że wielokrotnie zostaliśmy zapewnieni, że miejsce jest przecudnej urody i, że na pewno będziemy, z pobytu tamże, zadowoleni.

Kurcze, miałam ten dzień spędzić w domu. Odebrać nadgodziny, wyspać się, odpocząć, nie myśleć o tylu rzeczach na raz, myśleć trochę mniej, dać sobie prawo do "niechcenia" i trochę się poobijać. Ach, jak ja się cieszyłam na ten piątek!

Z przyjemnością napiszę o tym dniu, choć niósł ze sobą także bagaż niepewności... Czy zdążymy? Czy damy radę? Czy powinniśmy ścigać się z czasem, czy raczej zrezygnować z jednego z nadchodzących wydarzeń? Koleżanka zaprosiła nas do Rossosza - piękna nazwa miejscowości, nieprawdaż? - a kilka tygodni później, na ten sam dzień i godzinę, zaprosili nas sąsiedzi ze stowarzyszenia działającego przy naszym Klubie zlokalizowanym w sąsiedztwie naszego miejsca zamieszkania...

Długo szykowaliśmy się na ten występ i wcale nie było łatwo posklejać do kupy tego, co rozpadło się tuż po premierze, wymuszając na nas zmianę koncepcji. Wymuszając ją przede wszystkim na mnie. Jako instruktorka, scenarzystka i reżyserka w jednym muszę (niestety muszę...) stawiać odważnie czoła piętrzącym się, na naszej zespołowej drodze, przeszkodom.