Lubię takie dni majowe, kiedy słońce przygrzewa nie przegrzewając, a wszystko dookoła budzi się do życia. Zieleń ma wtedy zupełnie inni odcień. Jest świeża i jakby jaśniejsza, bardziej lśniąca i czysta. Kiedy próbowałam zrobić zdjęcie naszym dzieciakom, na tle lasu w barwach majowej zieleni, każde ze zdjęć się „prześwietlało”. Twarze dzieci były białe, niczym płatki stokrotek, a las… ech… jak ja kocham las.

Trochę niezgodnie z kolejnością, trochę wychodząc przed szereg, pojawia się Kawka numer dwanaścieJ

Wybraliśmy się na trzy dni poza. Poza codzienne „od-do” i standardowy zapierdziel weekendowy. I nie mam tu na myśli koncertów, tudzież spektakli. Fizyczną orkę po prostu. Zresztą wczorajszy wieczór, niejako na zasadzie „zapracować na oddech”, spędziliśmy narzucając i mieszając ziemię do tuneli (Tomek) i sadząc pomidory, papryczki i ogórki (my oboje). W nocy Tomka tak rwały plecy, że kręcił się niemiłosiernie doprowadzając do mojej pobudki o godzinie szóstej rano, która to pora, „dla każdego szanującego się artysty”;), jest niczym innym, jak środkiem nocy.

Koncert w Kinie Bajka w Lublinie… w Kinie w LublinieJ, dał nam możliwość zaprezentowania własnej twórczości przed niezwykle przyjazną publicznością. Na sali same kobiety. Uśmiechnięte i życzliwe. Czułam pozytywną energię wypełniającą współdzieloną przestrzeń. Czułam się, jak w domu;)

Kurcze, teraz naprawdę nie wiem od czego zacząć. Piszę zdanie za zdaniem, a potem kasuję i od nowa. To już czwarte podejście. Zastanawiam się, co stanowi większy problem. To, że dziś jestem totalnie wyeksploatowana przez aktywności, jakim oddawałam się ze stuprocentowym zaangażowaniem, czy też temat, jaki postanowiłam ponownie ugryźć. Znowu kobiety, a to dopiero dziesiąta kawka…

Godzina trzecia w nocy, a ja... właśnie znalazłam chwilę, żeby napisać co nieco :P Tym razem o marzeniu, które przypomniało mi o sobie, tuż po kobiecym wieczorze w kinie i naszym - moim i Tomka - koncercie. To było niesamowite przeżycie. Choć od jakiegoś czasu nie stresuję się już, nic a nic, przed "graniem", tym razem dreszczyk emocji, w sensie nie do końca pozytywnym, przebiegł mi po plecach. Zupełnie jakbym robiła to po raz pierwszy, co, rzecz jasna, nie jest prawdą.