Natchnień nie brakuje. Gdzie się nie obejrzę, gdzie nie spojrzę, natchnienia. Wystarczy, że skieruję kroki w określone miejsce, a one już tam są, czekające na odkrycie, na zauważenie. Mogę także stać, ani drgnąć, tylko patrzeć, albo nie patrzeć nawet, a one przyjdą same. Zapukają w powiekę, a kiedy uniosę ją niepewnie, zapytają:
- Czy możemy ci poprzeszkadzać? Czyż nie czekałaś na nas?
Zależnie od aury, miejsca i czasu, a przede wszystkim mojego aktualnego "widzi mi się" skorzystam, albo nie. Zamknę na powrót oczy i powiem, by odpuściły, ponieważ to nie jest odpowiedni moment, albo otworzę je szerzej, wpuszczając jedno po drugim do środka. I tylko przez chwilę będę się przejmowała brakiem kartki, czy też niedostatecznością skupienia, tudzież niemożnością... Szybko znajdę sposób, aby zapamiętać.

Pewnego dnia, po kilku tygodniach, niechcianej już przez nikogo, kwarantanny, siadła na łóżku krzyżując nogi i tak została, zapatrzona w ponury dosyć, wczesno-wiosenny krajobraz. Pozostali domownicy na tych kilka chwil zapomnieli o jej istnieniu, to był dobry czas na zamyślenia.

Katarzyna Szczepaniak
"Ja wiedziałam..."

Asfalt zwija się od moich spojrzeń
latarnie chylą czoła
krawężniki usłużnie
schodzą mi z drogi
Niebo
rozciąga nade mną swój parasol
a słońce daje światła tyle
ile akurat teraz
potrzebuje wnętrze
Bez przegięć

Nikt nie jedzie z naprzeciwka
nie mija mnie
nie śledzi
nikomu nie daję prawa wstępu
i przysięgam
że z nikim się nie podzielę

To mój gniew (!)
wara wam od niego
Drzewa mogą patrzeć
stać gdzie stały
tylko one nie rozczarowują

Kiedy otwieram usta
rozdzierający krzyk przeszywa ściany
budynki pozbawia łączności
ludzi zatrzymuje w biegu
wreszcie

Słuchajcie i zapiszcie to w sobie
nutą
literą
gestem
obrazem
jakkolwiek

Ja zawsze wiedziałam

Nie pytajcie skąd
po prostu
wiedziałam o wszystkim
co dla was odkrywcze
gdy śmierć zagląda w oczy
gdy kupowanie i konsumowanie
nic już nie wnosi
gdy objawia się
gorzki smak marności

Wiedziałam
lecz wy nie chcieliście słuchać

Byłoby cudownie
prawdziwie pięknie
niewyobrażalnie lekko
gdyby każdy z nas
zawsze
i na zawsze
wiedział

Lublin, 20.02.2020

Kim jest MAMA? Kim jest dla ciebie, dla mnie, dla każdego z nas? Odpowiedź na to pytanie nie jest ani oczywista, ani łatwa do sformułowania. Wiem jedno, MAMA to KTOŚ. To naprawdę niezła "gościówa", istna torpeda, dla której nic nie jest niemożliwe.

Mama rozgoni chmury znad czoła, stanie do walki z najgroźniejszym "potworem", skoczy w ogień, a gdy trzeba zwyczajnie pomilczy, czekając aż opadną emocje. To, że MAMA zwykle zadba, byś nosił czyste skarpetki, zjadł obiad każdego dnia i nie zaniedbał swoich obowiązków, wcale nie należy do jej, najbardziej heroicznych wyczynów. Fakt, że znosi bądź znosiła nocne pobudki, nagłe, zupełnie niezaplanowane i totalnie nieprzewidywalne infekcje pojawiające się zwykle w najmniej oczekiwanym momencie, te wszystkie sytuacje kiedy nikt, ale to absolutnie nikt, nie był tak niezbędny, tak potrzebny, jak właśnie ONA, należy do nich już dużo bardziej. I te chwile, gdy tuż przed wyjściem z domu, na umówione spotkanie, do pracy, gdziekolwiek bądź, musiała zapierać plamy na twoim ubraniu, wycierać podłogę, bo "niechcący coś się wylało", zmieniać ci rajstopy, bo nagle pojawiła się w nich dziura, albo szukać czegoś, co jest totalnie niezbędne i konieczne do zabrania, a zniknęło w niewyjaśnionych okolicznościach właśnie TERAZ! Do tego dopisz sobie jeszcze odrywanie najnieszczęśliwszego w świecie, zapłakanego, wrzeszczącego skrzata od nogi, gdy po raz pierwszy, wtóry, n-ty MAMA wychodzi do pracy, bo MUSI tam iść, albo zostawia swoją ukochaną "kupkę nieszczęścia" w przedszkolu, bo też MUSI, bądź wie, że POWINNA...

Napiszę, a potem pójdę spotkać się z Księżycem. Tak, z Księżycem przez wielkie "K". Czy to mój przyjaciel? Może zbyt wielkie słowo. Na pewno powiernik. Ostatni głaszczący moją twarz, przed zaśnięciem. Od kilku miesięcy mogę tak pisać i  czuć. Samo w sobie, jest to cudowne.