Co chwilę wpada mi przed oczy jakiś tekst, który mnie inspiruje i podkręca do pisania. To dobrze. Lepiej tak, niż gdybym miała siedzieć i patrzeć tępo w ekran, a konkretnie w białą plamę na jego środku, w oczekiwaniu na natchnienie. Takie dni też przychodzą, szczęśliwie dzisiejszy jest ich przeciwnieństwem.

Od jakiegoś czasu na mojej tablicy, czy jak to tam się nazywa, na fejsbuku (mogę tak pisać? a czemu nie?;)), wyświetlają mi się posty Magdy Steczkowskiej. Pewnie dzieje się tak dlatego, że kilka razy zdarzyło mi się obejrzeć wrzucane przez nią nagrania i uśmiechnąć szeroko w opowiedzi na to, co publikuje. No może uśmiech nie ma zbyt wielkiego wpływu na pozycjonowanie, ale oglądanie ma wpływ niewątpliwy. Dziś wyświetliła mi się także.

Magda publikuje czasem posty w odpowiedzi na komentarze, jakie pod jej wpisami umieszczają Ci, którzy odczuwają i realizują taką potrzebę. Zwykle odnosi się do komentarzy, których nie sposób nazwać pozytywnymi. Dziś było podobnie. Tym razem komentarz na tapecie, można by rzec, lajtowy: "Wymaluj się kobieto", a nad nim nagranie z Magdą w roli głównej, która podobnie, jak dziewczyny malujące się "na oczach" internetowych widzów, przybliża twarz do ekranu i oddala, głaszcze się po policzkach i nad oczami, obraca twarz raz w jedną, raz w drugą stronę, a potem... powtarza, mniej więcej, tą samą sekwencję ruchów, by ostatecznie spojrzeć na swoje "odbicie w lustrze" z zadowoleniem i posłać oglądającym całusa.

Doskonale rezonuje to ze mną, z moim podejściem do makijażu i tego, co myślę o tych, którzy próbują nas - kobiety malujące się okazyjnie, albo wcale, wpędzić w coś na kształt poczucia winy, czy zaniedbania. Jednocześnie potrafię zrozumieć, że są wśród nas osóbki, które nie wyobrażają sobie publicznego "pokazywania się" bez uprzedniego wymalowania twarzy, mniej lub bardziej intensywnie. Każda robi tak, jak jej pasuje. Każda maluje się lub nie, zależnie od tego, czy czuje taką potrzebę. I każda z nas jest piękna. Tylko, że to piękno w moim odczuciu niewiele ma wspólnego z tym, co zrobimy, lub nie, z własną twarzą.

Napisałam ostatnio piosenkę, w której poniekąd daję wyraz swoim przemyśleniom w tym temacie. "Jesteś, jaka jesteś, błękitne oczy masz." zaśpiewałam do samej siebie, stojąc przed lustrem, a potem dopisywałam kolejne linijki tekstu: "Malujesz czasem usta, jak zechcesz zdobisz twarz, lecz czy wiesz, gdzie źródło twojej siły tkwi? Czy czujesz ją? Czy wierzysz, że radę dasz, czy wiesz...". Dalej poszłam już na grubo, ponieważ śpiewam o tym, że aby żyć trzeba choć raz zapłonąć, a potem nie ma już odwrotu. Nie sposób zapomnieć o tym, co się czuło, kiedy przestało się "ledwie tlić". No i dośpiewuję w drugiej zwrotce: "lecz czy wiesz, że piękno w tobie nie zna lat", do czego dziś dołożę:
- Nie zna wagi, przebarwień i blizn, zmarszczek, odcieni cieni, które kładziesz sobie na powieki i tuszu na rzęsach, nawet szminka jest mu zupełnie obca. Ono po prostu jest w tobie. Ono jest w każdej z nas. W każdym z was.

Muzyczka do Kawki:

18 kwietnia 2024r.