Podchodzę do drzwi domu kultury, trochę się spieszę, bo powinnam być już w pracy co najmniej od pół godziny. Z daleka widzę wysokiego mężczyznę w kapturze, który chodzi raz w jedną, raz w drugą stronę. Wiem, że mnie zauważył, a ja dostrzegam, że powoli zmierza w tym samym kierunku, co ja. Na bank mnie zaczepi.

- Przepraszam, nie będę się do pani zbliżał - zatrzymuje się, kiedy przechodzę obok i uśmiecha do mnie.
Widzę jego zmęczoną, brudną twarz, wyczuwam lekką woń nietrzeźwości, choć nie jest tak natarczywa, jak zwykle w takich razach. Nie mam ochoty na rozmowę z nim, wiem o co poprosi...
- Czy mogłaby pani poratować mnie kilkoma złotymi?
- Nie wiem, czy coś mam - to nie jest dokładnie to, co chciałam powiedzieć - a poza tym nie wiem, na co pan je wyda - to już jakiś konkret i szczerość doszła do głosu.
- Nie wydam na alkohol. Jestem bezdomny. Muszę kupić sobie coś do żarcia - znowu ten uśmiech.
- Zobaczę - ściągam torebkę z ramienia.

Sama się sobie dziwię. Zwykle zbywam takich gości rzucając im przelotne: "nie mam czasu" i biegnę dalej. Czasem uśmiecham się do nich i kręcę głową na znak, że nic ode mnie nie dostaną.
- Dziękuję pani.
- Nie wiem jeszcze, czy jest za co. Teraz wszędzie płaci się kartą i z tą gotówką ciągle problem.
Otwieram portfel i przegródkę z monetami.
- Jeden, dwa, pięć. Mam tylko pięć złotych.
Mężczyzna, bez wahania, wyciąga rękę po moje znalezisko. Wysypuję dwie dwuzłotówki i jednozłotówkę na umorusaną, drżącą lekko dłoń.
- Dziękuję pani, miłego dnia.
- Proszę. Miłego...

Nie patrząc już na niego, jakby lekko zmieszana, że pewnie dałam się nabrać na ten uśmiech i grzeczny ton, odwracam się na pięcie i zdecydowanym krokiem ruszam w kierunku drzwi. Za chwilę jestem już w środku, idę przez hol, a potem schodami. Myślę o tym, co się właśnie stało.

Czy dobrze zrobiłam? Co kupi za te moje pięć złotych? Miałam w portfelu jeszcze dychę i dwie dwudziestozłotówki, ale mam też cel, na który dziś zamierzam je przeznaczyć. Mogłam mu dać tą dychę w sumie... lepiej nie, im mniej będzie miał, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że nie wyda na alkohol, tylko na jedzenie. Za pięć złotych może kupić sobie dwa piwa... nie, na dwa raczej nie wystarczy. Jakieś tanie wino? Chyba też są teraz droższe... W sumie to ciekawe, ile teraz kosztuje wiśniówka, jabol, czy inny "mózgotrzep", jak poetycko je kiedyś nazywaliśmy. Czy nadal tak się na nie mówi?

Dochodzę do biura, biorę kluczyk, otwieram swoją salę. Myślę o tym gościu jeszcze przez chwilę. Czy naprawdę jest bezdomny? Dlaczego wybrał taką drogę? Bo taką drogę także można wybrać i wiem, że powody mogą być bardzo różne. Mamy wiosnę, wprawdzie jeszcze wieje chłodem, o czym świadczą te wszystkie warstwy, które miał na sobie, ale za chwilę zrobi się naprawdę ciepło i życie takich, jak on stanie się dużo mniej uciążliwe.

Czy wiosną i latem myślą czasem o zimie? Czy nachodzi ich refleksja, że możnaby wykorzystać ten czas na zmianę, na szukanie odpowiedniego miejsca przed nadejściem chłodów, a może jakiegoś innego rozwiązania? Czegoś, co pomoże im zerwać z bezdomnością... Nie, wydaje mi się, że w tym czasie zapominają o wszystkim, do czego tęsknią śpiąc w noclegowniach, na tekturach pod wiaduktami, na klatkach schodowych wieżowców, w piwnicach i innych, równie nieprzyjaznych, lecz nie rzucających się zbytnio w oczy, miejscach.

Przypomną sobie w przedsionku zimowych dni, wraz z nadejściem długich nocy i wieczorów, kiedy światło w mijanych oknach, poniesie ich tam, dokąd przez najbliższych kilka miesięcy raczej nie będą chcieli wracać...

Muzyczka do Kawki:
https://www.youtube.com/watch?v=jPv-Pu7S_b8&ab_channel=KasiaiTomek

16 kwietnia 2024r.