Kupiłam sobie książkę - zbiór artykułów pisanych przez psychoanalityków, psychologów, terapeutów pracujących ze związkami. Widziałam ją już jakiś czas temu, przyciągnęła moją uwagę, kiedy odwiedzałam jeden z nielicznych już, lecz wciąż istniejących, punktów Kolportera. Ale wtedy stwierdziłam, że nie jest mi potrzebna, przecież mam udany związek.

I nadal tak myślę. Ba! Myślę, że mam nawet bardzo udany związek z Tomkiem, nieco mniej udany, niż ten z samą sobą. Ze sobą aktualnie się boksuję, siłuję i kłócę nazbyt często. Dzieje się tak, ponieważ ja i ja, obie bardzo boimy się zmiany, która rodzi niepewność, czasem zniecierpliwienie, a często jedną z nas doprowadza do szału. No bo ileż można się starać, kiedy efekty takie marne i wciąż ogrom pracy przed nami.

Dlaczego zatem dziś ją kupiłam? Trochę dlatego, że była w promocji i zapłaciłam za nią zaledwie dwadzieścia złotych. Trochę dlatego, że szukałam pomysłu na prezent dla koleżanki i pomyślałam:
- Zobaczę, czy to coś warte. Może jej to dam, a może nie. Zawsze będę miała już jakiś upominek w razie spotkania.
W tym miejscu trochę oszukałam samą siebie, bo faktycznie koleżanka miała urodziny, ale praktycznie sięgając po tą książkę nie zamierzałam jej nikomu oddać, wzięłam ją z myślą o sobie, o nas.

W tym tygodniu kilka razy się posprzeczaliśmy. Takie, niby nic, a jednak boli. Potem było trochę krępującego milczenia, cały ogrom niezrozumienia i znowu te nieznośne oczekiwania. Były także, na szczęście, próby rozmów, niektóre z nich zwieńczone sukcesem. Część przez telefon, część za pośrednictwem internetowego czatu. Najważniejsze, że chciało nam się i oboje potrzebowaliśmy rozmawiać. No może ja nieco bardziej, niż Tomek, ale najważniejsze, że się w tym naszym "rozmawianiu" spotkaliśmy.

Każdy związek nieustannie ewoluuje, ponieważ ewoluujemy my sami. Próba trwania przy tym, co było, albo upartych powrotów, może nas co najwyżej wyczerpać, niż zacieśnić jajkkolwiek łączącą nas relację. Dogadujemy się świetnie, kiedy wyjeżdżamy, bądź wychodzimy z domu we dwoje. Nieco trudniej jest w codziennych warunkach, kiedy pojawiają się czynniki dodatkowe w postaci obowiązków, pracy zawodowej, zmęczenia, dzieci i spraw dla nich istotnych, naszych odmiennych podejść do wychowania, choć tylko w części, ale jednak... Wtedy zdarza nam się zetrzeć tak, że nieraz iskry idą. Na szczęście zwykle potrafimy wyhamować, spojrzeć na siebie oczami relacji, która leży u podstaw naszego wspólnego życia. Zwykle... a co z tymi przypadkami, kiedy dajemy się ponieść?

No właśnie dlatego pomyślałam, że warto. Że podobnie, jak praca nad sobą, to jedyna pewna i niekończąca się robota w życiu, tak jest też z byciem w związku, z dbaniem o niego, dopieszczaniem i rozwijaniem. Przeczytałam już pierwszych dwadzieścia stron. Kilkakrotnie uśmiechałam się, kiwałam głową, że właśnie tak jest, albo otwierałam oczy nieco szerzej pytając w myślach: "serio?", no i zostałam pobudzona do refleksji. Czyż nie o to właśnie chodziło?

Muzyczka do Kawki:

12 kwietnia 2024r.