W strefie Gazy znowu ciemność... nie ma nadziei na zakończenie kryzysu, który trwa odkąd pamiętam. Jeśliby spytano mnie jako dziecko: "Z czym kojarzy ci się strefa Gazy?" odpowiedziałabym bez wahania: "Z wojną, ze śmiercią.". Nie jestem w stanie pojąć, nie jestem w stanie analizować, kto?, po co? i dlaczego?. Wiem jedno, to nie ma sensu. Z perspektywy ludzkiego życia, krótkiego i ulotnego. To nie ma sensu. Wiara, niewiara, nie ma zupełnie znaczenia, kiedy człowiek podnosi rękę na drugiego człowieka. Zwłaszcza jeśli tym drugim jest dziecko, kobieta, pracownik ogranizacji humnitarnej niosącej pomoc bezbronnym.

Wyglądam przez okno i widzę drzewa, które wychodzą naprzeciw zieleni. Okraszają swoje gałęzie pięknymi kwiatami, jakby zdawały się wołać:
- No chodź, śmiało! Jesteśmy już gotowe, już budzimy się do życia.
Za chwilę nastąpi eksplozja piękna, zaszumią na nowo liście, młode i wiotkie, w pośpiechu zwracające się w stronę słońca, zniecierpliwione. A my będziemy chłonąć te obrazy, czerpać z nich natchnienia i znajdować w nich źródło chęci do życia, do wychodzenia na spotkanie nadchodzącym dniom...

W tym czasie na piach rozgrzany palącym słońcem będą upadały kolejne ciała. Będą upadały na posadzki, klepiska... na prawo, na lewo, bez sensu. Głowy będą odrzucane w bezwładnym pędzie na oparcia samochodowych foteli, a w oczach wciąż na nowo będzie zakwitał strach.

Mówimy: 
- Jak dobrze, że już jest, będzie nam się bardziej chciało. Wstać rano z łóżka, wyjść z domu, uśmiechnąć do mijanego przechodnia, nadrobić zaległości spowodowane jesienno-zimowym spowolnieniem. 
Cieszymy się na myśl o spacerach, choć alergicy narzekają trochę na pyłki i inne niekorzystne dla nich, wiosenne "blaski i cienie". Poza tym radość i pozytywna energia, pomimo niechęci, pomimo zwątpienia, choćby nikła i od niechcenia.

A tam nic, tylko bezsensowna śmierć panosząca się w swej bezczelności. Wkradająca się do ludzkich domów, kryjówek, głów. Nakazująca odejść, kiedy życie ledwie się zaczęło. Sprawiająca, że te, które drżą o swoich najbliższych, będą ginęły zakrywając piersią bezbronność zrodzoną z ich wnętrzach, im powierzoną, dla nich będącą całym światem. Nic nie mogę zrobić.

Nie mogę nic zrobić, aby pomóc wiośnie w rozkwicie i rozsiewaniu bogactw, które nam niesie. Jakkolwiek to brzmi w bezpośrednim sąsiedztwie, nie mogę też zaradzić wojnie. Nie mogę kształtować wiosennego piękna, podobnie, jak nie mogę zdusić wojennej szpetoty. Jestem bezsilna. Jestem pełna niepokoju. O każdy pąk, czy podoła? O każde życie rwane bez litości, czy zechce się odrodzić? O tych, którzy mogą położyć kres wojnie... czy pozostał choćby cień dobrej woli? Czy już tylko interes własny? Czy już tylko przekonanie o własnej wyższości, niegrzeszności, prawości i wyłączności? Czy naprawdę nic, ale to nic, reszta świata nie może zrobić?

JA nie mogę nic. Nie mogę nic? Mogę? Nie. Nie wiem. To zupełnie bez sensu.

Muzyczka do Kawki:
https://www.youtube.com/watch?v=o2JUFe9sND4

3 kwietnia 2024r.