Lany Poniedziałek pięknie wpisał się w tym roku w obchody prima aprilis, a może na odwrót? Tak, czy siak, obie okazje radosne dosyć i bazujące na psikusach... najlepiej niegroźnych, dzięki którym szczery śmiech niesie się w naszych wnętrzach i zewnętrzach. Potrzebowałam tego.

Choć nastroje w poniedziełek wielkanocny tym razem były u nas nieco mniej entuzjastyczne, z racji przeziębienia, czy jakiejś infekcji wirusowej u młodszej córki, to od rana przeczuwałam, że zlejemy się znowu porządnie. Jest w tym coś oczyszczającego, zrzucającego napięcie, dającego przyzwolenie na to, czego na co dzień staramy się unikać, jak np. podłoga pokryta taflą wody, czy zachlapane drzwi i okna. 

Młodsza obudziła się z nosem zawalonym fest, bolącym gardłem i totalną niechęcią do działania. Szkoda, bo to ona jest jednym z "napędzaczy" akcji pt. "Złap mnie, jeśli potrafisz." oraz wygłupów na całego. Jakoś tak podejrzanie cicho i spokojnie weszliśmy w ten dzień, a tuż po śniadaniu Tomek stwierdził, że idzie podlać to, co udało mu się posiać tuż przed świętami, a my ogarnialiśmy kuchnię. Szczęśliwie dosyć szybko, pytanie syna, wyrwało mnie z tego mrocznego dosyć letargu:
- Mamo, dasz mi butelkę? Powiedziałaś, że pomożesz mi przygotować coś, czym będę mógł polać dziewczyny.

Kiedy zajrzałam do szafki pod zlewem i, zamiast jednej, zobaczyłam cztery butelki plastikowe, wiedziałam już, co należy zrobić. Zawołałam starszą córkę i zaproponowałam żebyśmy we dwie zakradły się do Tomka, z dwóch stron, i polały go, jak tylko skończy akcję z nasionkami i znajdzie się w "bezpiecznej" odległości od ogrodowego węża. Bez chwili wahania przebrała się w strój kąpielowy, a ja napełniłam wszystkie znalezione butelki wodą, pozwlając synowi, aby pierwszy wybrał sobie rodzaj broni.

Jak zaplanowałyśmy, tak zrobiłyśmy, a Tomek nie pozostał nam dłużny. Po kilku minutach dołączyła do nas także Młodsza, nie mogła sobie tego darować. Kiedy po raz drugi, czy trzeci powtórzyłam, między jednym opróżnianiem butelki, a drugim, żeby jej nie polewali, bo jest chora, sama polała się po głowie, co znaczyło, że teraz możemy już lać ją bezkarnie. 

Mimo wszystko, trochę naszą "Bidulkę" oszczędzaliśmy, w przeciwieństwie do siebie. Cała czwórka zdrowych zawodników została zlana doszczętnie, od stóp do głów, a na koniec pyknęliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie.

Nie wiem, może psikusy i wygłupy mają moc uzdrawiania, ponieważ następnego dnia Młoda czuła się dużo lepiej i ogłosiła na forum rodzinnym, że prima aprilis musimy odrobić w innym terminie, bo ona uwielbia robić nam żarty, a nie miała na to sił w lany poniedziałek. 

Jeszcze szukamy dogodnego terminu. Znajdzie się;P

Muzyczka do Kawki:
https://www.youtube.com/watch?v=2RicaUqd9Hg

1 kwietnia 2024r.