Co zrobiłam z tym ciężarem? Dziś niewiele, poza tym, że zapomniałam o nim na kilka ożywczych godzin. Pojechałam tam, gdzie pojechać miałam. Wygłosiłam wykład, zaśpiewałam kilka piosenek, spędziłam miło czas w gronie innych kobiet i w towarzystwie Tomka, który był w tym wszystkim ze mną. On wiedział, co ze sobą niosę. Przytulał mnie, przelotnie głaskał po plecach, cmokał w głowę. Był.

Dziś był piękny dzień. Słońce schowało się wprawdzie za chmurami, ale ja czułam, że ono wciąż tam jest. Piękne było to, że mogłam odwiedzić kochaną osobę, z drugą spędzić miło czas, z inną porozmawiać, choć to niczego nie zmieniło. Jednak ja wiedziałam, że jest mi to potrzebne, że robię to dla siebie. Teraz mam już pewność.

Kaprys nie jest jedyną przytulaśną pocieszajką, jaką dostałam w ostatnim czasie. Jest drugi. Kilka miesięcy temu, w okolicach Mikołajek, dostałam myszkę w niebieskiej sukience. Nazwałam ją Mała Kasia.

Nie wiedzieć czemu, przypomniały mi się świąteczne prezenty. Może dlatego, że lista rzeczy do kupienia, z ostatnich tygodni grudnia 2023, wypadła dziś z mojej kieszeni, a ja, sięgając po nią, pomyślałam, że to było już tak dawno, a zarazem całkiem niedawno...

Nawiązując do poprzedniej Kawki... prócz jednego z moich zespołów (konkretnie był to Teatr Nie Stary:)), podczas pierwszych, naszych wspólnych występów gościnnych, ja i Tomek zagraliśmy także mini-koncert.